2 września 2009

Chrześcijańska Polska

Wszyscy doskonale wiemy, że Polskę uznaje się za państwo chrześcijańskie. Poszczególne ustawy które powstają, opierają się o chrześcijaństwo, w szkołach uczy się (nie)obowiązkowo religii, Kościół ma wiele do powiedzenia na arenie politycznej, chociaż twierdzi że tak nie jest.

Tymczasem, w Wikipedii można wyczytać: W Polsce praktykuje 40,4% wszystkich wierzących i jest to po Malcie najwyższy wskaźnik w Europie, przy czym w latach osiemdziesiątych praktykowało prawie 55%. Po kilkuletnim wzroście liczby praktykujących, w 2007 nastąpił spadek (z 45,8% w 2006 do 44,2%). Według Rocznika Statystycznego w 2008 roku nastąpił kolejny spadek uczestnictwa w niedzielnych nabożeństwach (z 44,2% do 40,4%).

Czyli PRAKTYKUJĄCYCH jest 40%. Na pięć osób - dwie. Rozejrzyj się. Sporo praktykujących. A reszta? 9 na 10 - wierzących, niepraktykujących.

Do czego zmierzam? W niedzielę byłem na Jasnej Górze. Pierwszy raz w życiu, chciałem troszkę podziękować, o troszkę poprosić, ogólnie - pomodlić się. I co się wydarzyło? Generalnie, na miejscu jak w cyrku. Wielki napis "Zakaz palenia - jesteś w miejscu świętym" niewiele pomagał, bo kilka metrów za nim - ludzie stali na papierosku. Nie będę wspominał o strojach - zakryte ramiona i kolana. Panienki skutecznie wystawiały na próbę celibat paulinów tam chodzących. No ale można takie coś jeszcze jakoś, chociaż trudno, zrozumieć. Było to "na powietrzu" - więc wiadomo. Nieco jarmarcznie.

W samej kaplicy, niestety to samo. Jedynie nikt nie palił. Najświętsze miejsce w Polsce - a w środku na ławeczce 4 osoby. 1 dziewczynka, 2 starsze kobiety (mama i babcia) i tatusio-dziadek. Najpierw - łyczek wody. Zrozumiałe - było duszno, można się wody napić. Potem - kawałek czekolady. Z orzechami - poznałem po zapachu. Może cukrzycy? Szlag wie. Ale jak wyciągnęli czteropaki Knoppersów - no ja p..lę... Smacznego.

Szczerze, nie dziwię się ludziom niewierzącym, albo wierzącym inaczej. Jak coś takiego widzą - jak ludzie własne świątynie traktują - naprawdę, nic dziwnego że jest jak jest.

Po prostu żal.

18 sierpnia 2009

Autorytet

Nie tak dawno temu zastanawiałem się, co też takiego się stało, że współczesna młodzież, w większej jej części, jest do dupy. Początkowo myślałem że to wina fast-foodów, ale sam jadam w takich miejscach, a nie posiadam takiego problemu jak oni. A czym jest ten problem? Oni sami.

Obecnie nikogo nie dziwi fakt, że 13 latek idzie z kumplem, 14 latkiem, paląc papierosy i popijając piwem. Układają jednocześnie plan, jak tu na najbliższej "imprezie" puknąć ich rówieśniczkę. Wszak, nie będzie trudno, bo większość gimnazjum już ją miało.

Oczywiście, zauważyłem że jakoś szybciej dojrzewają, 12 latki zaczynają mieć poważnie kobiece kształty etc. itd. Wiem, że jest to w sporej części spowodowane hormonem wzrostu, który masowo jest im podawany w spożywanym mięsie.

Ale chyba prawda leży gdzieś indziej. Mianowicie - zwyczajnie brakuje im ludzi, na których mogliby kształtować swoją osobowość. Brakuje autorytetów. Jak byłem młody, miałem jakieś wyznaczniki, ludzi, którzy w moich oczach byli nieskazitelni i w sumie niewiele się pomyliłem (pozdrawiam, Jacku G. ;) ) no i jakoś wyszedłem na tym.

A teraz? Nie ma na kim bazować. Rodzice - wiecznie zabiegani, nauczyciele - oby do końca lekcji, ludzie mediów - na ogół mają wszystko w dupie i zwyczajnie chcą pomnażać swoje majątki.

Powiedzcie mi, na kim współczesna młodzież może się opierać?

11 sierpnia 2009

Rzecz o przyjaźni

Tak, wiem, miałem napisać zaraz po urlopie, ale jak to po urlopie - nie chciało mi się niczego i muszę wreszcie po nim wypocząć. No, ale dzięki za zamartwianie się i liczne maile z prośbą o napisanie czegoś. No więc, zrobiłem to.

Dawno temu obiecałem Wam, że napiszę notkę o przyjaźni. Naturalnie, słowa nie dotrzymałem i generalnie osrałem temat wykręcając się na różne sposoby, wymyślając co i rusz nowe powody aby nie napisać niczego o tym. No ale dzisiaj już chyba przyszedł czas, a wszystko za sprawą kalendarza i wpisu pod dzisiejszą (właściwie wczorajszą, ale i tak tego nie sprawdzicie), który brzmiała dokładnie tak:

"Umiej być przyjacielem, a będziesz miał przyjaciół"

Nie wiem czy funkcjonuje w języku polskim takie słowo jak "umiej", ale tak było napisane, więc pewnie tak.

Kilka słów, a jak wiele dają do myślenia. Nie wiem, może jestem jakiś ograniczony, ale ja to rozumiem (jak zwykle zresztą) na swój sposób. Otóż, chyba tak jest, że wymagamy od swoich przyjaciół dokładnie tego samego, co dajemy im od siebie. Stąd tyle nieporozumień w tym temacie. Jedni więcej wymagają aby kogoś nazwać przyjacielem, innym przychodzi to z banalną łatwością.

Niby są jakieś niepisane definicje tego, jak powinien zachowywać się przyjaciel - że niby tylko taka osoba jest w stanie powiedzieć szczerze to, co myśli - ale potem szybko okazuje się, że już nie jest przyjacielem. Niby zawsze powinno się dać na takiej osobie polegać - ale szybko okazuje się że definicja "polegać na kimś" jest różna u wielu ludzi. Ach, no i stare porzekadło że "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie", tyle że albo ta bieda nigdy nie nadchodzi, albo w takim momencie tych przyjaciół się odrzuca, albo ta bieda ciągle trwa.

W skrócie chciałem tylko napisać to, że każdy inaczej rozumie ten termin i chyba warto aby tak jak w związkach rozmawia się o swoich oczekiwaniach, tak samo w przyjaźni rozmawiało się o tym. Wprost. Bez ogródek. Czego Wy oczekujecie od swoich przyjaciół?

16 lipca 2009

Dzisiaj notki nie będzie

We wtorek - możliwe że też nie. A to dlatego, że rozpoczynam urlop. Jadę w Polskę. Naszą Polskę. Nie będę miał czasu pisać notki, gdyż muszę przygotowywać przemówienia do wszystkich miejscowości, które mnie przywitają. Mam nadzieję, że to zrozumiecie.

Pozdrawiam,

muchar


Na początek - Jaskinia Radochowska.

14 lipca 2009

Pedofile są wśród nas

To wiemy. Michael Jackson był o to podejrzewany, Joseph Fritzl czy nasz rodzimy Roman Polański. Pytanie brzmi - co z tym fantem robić?

Jakoś w zeszłym roku rozgorzała wielka publiczna dyskusja na temat kastracji takich delikwentów poprzez jakieś farmakologiczne zabiegi. Całość rozbiła się o Konstytucję i prawa pedofilów, etc. itd. Potem wszystko umarło śmiercią naturalną, a w niektórych wypadkach (MJ) nawet umarło umarło i zostało pochowane w złotej trumnie.

Problem jednak pozostał. Dalej dzieci są molestowane przez swoich rodziców, bliskich, dalekich i obcych. Często molestowane za przyzwoleniem środowiska, co się na ogół później okazuje przy ewentualnych rozprawach, że o wszystkim wiedziała babcia, czy też mama - ale bały się rozgłosu.

Problem nadal istnieje. Dalej słyszymy o przypadkach dzieci, które padają ofiarą takich zboczeńców. Niekiedy są oni łapani przez ramię "sprawiedliwości", osądzani, niekiedy nawet z wyrokiem. Po kilku latach wychodzą, dalej szukając ofiar.

Czemu nie załatwić tego raz na zawsze, właśnie taką kastracją - dobrowolną? W końcu, pedofilizm uznawany jest za chorobę, więc czemu tego nie leczyć? Dawać wybór - albo odsiadka 25 lat (krzywda dziecka i tak jest niewspółmiernie większa), albo farmakologiczna kastracja na koszt pedofila. Bo nie wyobrażam sobie, żeby jeszcze państwo za to płaciło.

A jak nie przejdzie takie coś, to może wysyłać ich do Iraku z odpowiednią notką? Tam wiedzą jak sprawę załatwić po męsku.

Co Wy sądzicie na ten temat?

9 lipca 2009

Oszczędzanie - mycie zębów

Jak wiemy, o higienę trzeba dbać. No i ząbki też należy myć, co najmniej raz w tygodniu. No i tu jest kolejne pole do popisu - bo wszyscy wiemy, że szczoteczki, choćby nie wiem jak lekko je przyciskać, z czasem się zużywają i trzeba kupić nowe. Wiadomo - wydatek. Jak tego uniknąć?

Jest na to prosta rada - trzeba szczoteczkę naprawić. Najlepiej jest wymienić główkę szczoteczki (to ta strona, którą wkłada się do gęby) zastępując stare "włosie", nowym. Włosie to jest wykonane ze zwykłej żyłki, więc czemu nie wymienić tylko tego, co się zużywa? (No chyba że Wam się zużywają inne części szczoteczki - ale to pewnie zależy od tego, gdzie i jak je wtykacie).

Zakup żyłki wędkarskiej to wydatek jednej szczoteczki (około 10zł) a starczy na wymianę wielu, wielu, wielu główek. Przykład takiej żyłki jest tutaj: http://www.ceneo.pl/2518945. Wystarczy po prostu zużyte włoski szczoteczki zamienić nowymi.

Nie jest to dobry pomysł? Uważam że doskonały.

Sam osobiście próbowałem niegdyś innej metody, ale obecnie może to być niebezpieczne. Mianowicie, w niektórych jeziorach żyją odpowiednie pasożyty - wystarczy wypłukać sobie zęby wodą z takimi żyjątkami, które zjedzą resztki pokarmu spomiędzy ząbków - niestety, nie radzą sobie z kamieniem. Na kamień więc próbowałem płukać zęby wodą z piaskiem, ale to z kolei powodowało utykanie drobinek piasku między zębami, co z kolei wymagało grzebania wykałaczkami - bardzo czasochłonne zajęcie i mycie zębów stawało się nieopłacalne. No i trudno obecnie o zdrowe żyjątka, bo jednak woda w jeziorach jest zanieczyszczona.

7 lipca 2009

Pytania jakich nie wolno zadawać Cz2

Zeszłym razem były pytania które Panie lubią zadawać Panom (niepotrzebnie w zasadzie), a teraz odwrotnie - co my, mężczyźni lubimy pytać swoje luby, na które odpowiedź jest jasna. I tu właśnie nie przychodzi mi nic do głowy...

Gdzie mam skarpetki/spodnie/koszulę?
Facet ma w swojej naturze to, że nie przykłada chyba zbyt wielkiej wagi do tego gdzie coś powinno być. Liczy na to, że jego kobieta to ogarnia - czemu tak jest? Nie wiem. Wiele razy coś gubiłem i wiele razy jeden telefon wystarczył abym to znalazł.

Ile za to dałaś?
Po co pytać? Wiadomo że było na przecenie, w dodatku większe opakowanie i jest to niezwykle potrzebne. I powiem Wam, że nie ma w ogóle co dyskutować, bo na ogół tak właśnie jest.

Mogę iść z chłopakami na piwo?
Pewnie że możesz. Przecież Ci nie zabroni. A będzie tam Janusz? Tak? Acha... A co będziecie robić? Tak? Acha... Oczywiście wyolbrzymiam to. Ale na 99% odpowiedź brzmi że możesz.

Może dzisiaj kolacje zjemy w restauracji?
Nie pytaj nawet. Bierz ją za rękę i idź. Ja pitole... I nie, nie może to być Burger King czy inne KFC. Restauracja, baranie.

Jeżeli znacie jeszcze jakieś - chętnie poznam, wpiszcie w komentarzach.

Jest natomiast całe mnóstwo pytań, które powinny padać, ale nie padają. Oto kilka z nich.

Czy to nowa fryzura/kreacja?

Która z Was nie miała tak, że cały dzień, podczas nieobecności swojego męża, kochanka, faceta, brata (?) robiłyście sobie włosy - czy to farbowanie, czy jakieś upięcie - cokolwiek. A Wasz luby przychodzi do domu, rzuca z progu "hej", siada na kanapie, lewa ręka w spodnie, prawa na pilocie i nic... A Wy stoicie tak w tym wejściu i czekacie aż zauważy. No niestety, przyznam się, że u mnie musi zajść drastyczna zmiana np. koloru włosów abym to zauważył. Typu blondynka -> brunetka -> ruda. Bo zmiana w stylu mahoń -> ciemny dąb -> ciemny brąz umknie mojej uwadze. Zawsze.

2 lipca 2009

Trudne czasy

Wiemy, że obecne czasy są dość trudne. Postanowiłem pomóc Wam, moje dziatki, w przetrwaniu tego trudnego kryzysu. W każdy czwartek, w godzinach około 21:12 będę umieszczał notkę, która wskaże Wam jak można zaoszczędzić grosza, albo jak przetrwać trudne chwile.

Dziś zacznę tak ogólnie.

W dobie kryzysu, wiadomo - trzeba oszczędzać. Na pierwszy strzał idą wszelkie rzeczy, z których można zrezygnować - jedzenie, rozrywka, transport etc. Rzeczy ważniejsze, jak picie, narkotyki czy inne są zostawiane na drugi strzał. No ale jest cała grupa rzeczy, z których nie można zrezygnować. I do tego zalicza się np. golenie się.

Faceci, kobiety, dzieci - wszyscy się golą. Jak nie twarz, to nogi, pod pachami albo między nogami - wszędzie trzeba być wydepilowanym. A wiadomo -żyletki nie są za darmo. Mam więc dla Was dwie propozycje, które można zastosować, aby przyoszczędzić na tym.

Ostrzenie jednorazowej żyletki.

Wszyscy to wiemy. Jednorazową żyletką można spokojnie się ogolić kilka razy. Koncerny w postaci Gillette, Wilkinson niewiele mogą na polakach zarobić. Ale - nie da się ukryć, że przy 30-tym goleniu się, zaczyna lekko drapać i kolejne warstwy mydła nie pomagają. Co robić?

A co robisz gdy Ci się nóż kuchenny stępi? Kupujesz nowy? Nie. Ostrzysz go. I tu też tą samą metodę trzeba zastosować - trzeba żyletkę naostrzyć. Potrzebna do tego jest odpowiednia osełka i do dzieła - ostrzymy tak jak nóż. Oczywiście, nie każdy potrafi, więc dla nich mam specjalną ofertę. Za jedyne 10zł naostrzę taką żyletkę - będzie jak nowa. Wystarczy przelew na moje konto i wysyłka żyletki ;-)

Druga metoda jest prostsza. Opalanie.

Po co w ogóle golić? Można przecież opalić włosy do skóry. Jest to metoda znacznie szybsza i znacznie oszczędniejsza, bo przecież ogień mamy za darmo. Wystarczy podpalić rachunki, które co miesiąc do nas wysyłają różne firmy.

Jak widzicie - obydwie metody są bardzo proste i aż dziwne, że nikt na nie nie wpadł. A wiecie dlaczego? Bo koncernom zależy na tym, abyście kupowali ich produkty. Muszą na czymś zarabiać. Ale - po co dawać zarabiać? Przecież jesteśmy zaradni, tak?

Do kolejnego spotkania,

muchar.

30 czerwca 2009

Umarł król, niech żyje król!

Parę dni temu umarł "król muzyki pop", Michael Jackson. Tego samego dnia, zginęło w wypadku w Czechach, 4 Polaków. Tego też samego dnia, zmarła walcząc z rakiem, Farrah Fawcett. Z powodu powodzi, zginęła już jedna osoba. A jednak - wciąż piszą i mówią o Jacksonie. Ja wiem że był wielkim człowiekiem, ale - od lat mówiono na niego "karykatura człowieka", szydzono z niego i wyśmiewano. Posądzono go wielokrotnie o molestowanie dzieci, jednak sąd go uniewinnił.

Doskonale podsumował to prof. Piotr Jaroszyński, w jednej z rozgłośni radiowych:

- W Los Angeles zmarł nagle Michael Jackson. Lekarze podejrzewają atak serca. Zasłynął on nie tylko jako piosenkarz i krzewiciel popkultury, ale ekscentryk i skandalista. Podejrzewany o molestowanie dzieci miał kilka procesów, które jednak wygrał. U schyłku swego życia czekał go jeszcze jeden proces z arabskim szejkiem, od którego wziął ponad siedem milionów dolarów na nagranie dwóch kolejnych płyt (...). On umarł, ale biznes dalej będzie się kręcił.

Słusznie. Jako jeden z niewielu, podtrzymał swoją opinię na temat samozwańczego króla. I przewidział prawdę - wytwórnie zarabiają krocie, gdyż jego płyty są wyprzedawane masowo.

Po prostu wkurza mnie to, że we wszelakich dziennikach, portalach internetowych etc. - jako pierwszy pokazany jest Jackson, a potem cała reszta. Ja wiem, rozumiem -ikona. Był naprawdę wielkim artystą. Ale tylko póki był artystą.

A niewiele osób zna prawdę. Jackson nie zmarł na zawał serca czy przedawkowanie Demerolu. Wszystko wyjaśnia poniższy screen. Udało mi się to uchwycić, zanim przeciekło to dalej:



Tym serdecznym akcentem, do następnego czytania.

23 czerwca 2009

Pytania jakich nie wolno zadawać

Dzisiaj część skierowana do mężczyzn. Czy nie mieliście tak, że Wasze luby w pewnym momencie zadawały Wam jakieś pytanie, na które nie znaliście odpowiedzi, albo znaliście a nie chcieliście powiedzieć i nastaje wtedy taka niezręczna cisza? Na pewno tak. I nie mam na myśli pytań o zdrady, koleżanki z pracy czy inne głębsze pytania ;) tylko takie zwyczajne, codzienne. Poniżej lista tych, z krótkim wytłumaczeniem, pytań.

Co mam na siebie włożyć?
Ulubione pytanie Panów. Przy takim pytaniu - pierwsza odpowiedź jaka się nasuwa to "ja Cię wolę nago", potem "załóż cokolwiek" a na końcu "a skąd ja mam wiedzieć?". Niemniej, wybranka oczekuje odpowiedzi i należy jej udzielić. Tylko, czy ona nie wie o tym, że my ledwo pamiętamy co sami mamy w szafie i chodzimy w tych samych dżinsach przez tydzień, zaś koszule zmieniamy tylko dlatego, że zapachy spod pachy nie pozwalają się skupić? Pytanie to ma różne wersje, np. "nie mam co na siebie włożyć", często poprzedzone tygodniowymi zakupami... ;)

Jaki to kolor?
Jedno z moich ulubionych. Jak to jaki? Jeden z 16 możliwych kolorów: czerwony, niebieski, żółty, pomarańczowy, czarny, biały... I niech każda, KAŻDA kobieta zapamięta, że nie ma takiego koloru jak fuksja czy kaszmirowy. Jest różowy i czarny. Koniec i kropka.

Masz ochotę na ...?
Gatunek pytań retorycznych. W miejsce kropek wstawiamy "piwo", "seks", "piwo" lub "piwo i seks". Tak - i to zawsze. Po co pytać?

Co tam u chłopaków?
Zadawane szczególnie po męskim spotkaniu z kumplami. I co tu odpowiedzieć? Na ogół rozmowa z facetami jest na jeden temat przecież... Mówimy sobie co tam nowego grają w Teatrze Narodowym oraz jak potoczyły się ostatnio losy bohaterów "Na dobre i na złe".

To by było chyba na tyle, tych podstawowych. Zapewne znacie jakieś inne, które padają, a które generalnie wyleciały mi z głowy.

16 czerwca 2009

Jest tu jakiś cwaniak?

Ostatnio, szczególnie wczoraj, parę rzeczy się wydarzyło i długo się zastanawiałem czy w ogóle cokolwiek napisać. Ale właśnie dlatego że coś się wydarzyło, stwierdziłem że właśnie napiszę.

Bardzo bliska mi osoba, pracowała niegdyś w hotelu. Sprzątała pokoje hotelowe. Wiadomo, co kraj to obyczaj i różne narodowości różnie się zachowują. Ponoć po Japończykach i Rumunach nie ma co sprzątać - Ci pierwsi zostawiają porządek, a Ci drudzy, niczego nie zostawiają. Totalnymi bałaganiarzami są amerykanie, a brud po sobie zostawiają arabowie - wszędzie jakieś niewybuchy, druty, mapki... O Polakach nic nie mówiła, głównie dlatego że Polacy rzadko bywają w hotelach. Hostel studencki zawsze tańszy, albo nocleg w samochodzie, nawet swoim, na parkingu.

Niemniej, dookoła widzimy jacy są Polacy. Wchodząc po kimś do ubikacji, możemy ocenić stan jego zdrowia pobierają próbkę moczu prosto z sedesu, bo rzadko panowie spuszczają wodę. Nie wiem jak panie, ale nieczęsto bywam w damskiej ubikacji. Ale podejrzewam, że sytuacja jest nielepsza.

Próbowałem sobie wymyślić, skąd takie zachowania. Chyba bierze się to z naszej narodowej skłonności do cwaniactwa. Widać to na codzień - pomimo tendencji do stania w kolejkach, nawet gdy nie ma takiej potrzeby, znajdzie się jeden czy drugi taki, który "stał tu wcześniej, tylko poszedł do toalety". Zawsze się znajdzie taki, który widząc małą dziewczynkę chcącą oglądać przedstawienie, stanie tuż przed nią, zasłaniając jej cały widok.

Skąd się to bierze?

9 czerwca 2009

Przyzwolenie narodowe

Siedzę sobie ostatnio na wykładzie z bodajże socjologii i profesorka coś tam mówi o normach społecznych. Nagle wyrwał się jeden typ, notabene gej i mówi że on to tak żyje zgodnie z normami społecznymi. No i gada tam, gada, i mówi że nawet (!!) kasuje bilety w komunikacji miejskiej. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że profesorka mu przerwała i powiedziała coś na wzór, że kasowanie biletu to nie norma społeczna, tylko prawna, a norma społeczna to właśnie nie kasowanie tegoż biletu...

Dało mi to sporo do myślenia. Otóż u nas, w naszym pięknym kraju, norma społeczna to bardzo ogólne stwierdzenie. Dla Polaków normalne jest to, że 15 latkowie piją piwo, albo palą papierosy. Że jak jest ograniczenie do 50km/h, to spokojnie można jechać 70, bo licznik oszukuje na 10km/h a fotoradar łapie od +10km/h.

Studenci z zachodu dziwią się, czemu wykładowcy przymykają oczy na ściąganie, zaś nasi wykładowcy nie mogą wytrzymać jak usiądzie taki Norweg i pisze wszystko z głowy nie pomagając nikomu wokół.

Zupełną normą jest to, że choćby nie wiem co, to trzeba narzekać, przeklinać władzę, nienawidzić poniedziałków, a w piątek nie pracować bo już weekend.

Podłożem do tego to przede wszystkim nasza historia, gdzie zawsze byliśmy nękani, jak nie ze wschodu, to z zachodu, a jak Ci nam dali spokój, to znowu nas najechali z południa albo potopili z północy. I chyba to wspólne narzekanie nas jeszcze utrzymuje przy życiu.

Czemu DKN, tak się na wszystko przyzwala w tym naszym kraju?

2 czerwca 2009

Dzień dziecka

Większość z czytelników to zapewne już pełnoletnie osóbki, które swoje dzieciństwo mają już dawno za sobą.

To, że faceci mają w sobie dziecko, to wiadomo - powiem inaczej. Mają w sobie miliony tych dzieciaków ;-) Natomiast kobiety rzadziej, oj rzadziej. A czy nie jest tak, że wewnątrz każdego z nas powinna być odrobina dziecka? I nie mam na myśli ciąży. Jeżeli nie ma - no to cóż, szczerze współczuję. Bo czym jest człowiek bez dziecka w sobie?

W każdym razie, składam Wam wszystkim, moje kochane dziatki, wszystkiego najlepszego z okazji Waszego święta. Niech Wam będzie jak najlepiej.

Mężczyznom życzę mniej dziecka w sobie - niech oddadzą tego trochę swoim kobietom.

---

A teraz druga część tekstu. Dotyczy naszego wielkiego, wspaniałego, odważnego sprzymierzeńca, którego miałem możliwość poznać od środka. Mianowicie - USA.

Czy ktoś spróbuje odpowiedzieć mi na pytanie - czemu do jasnej cholery, potrafili zaatakować bezbronne państwo Irak, na podstawie podejrzeń że Ci mają broń masowego rażenia, na podstawie domysłów i przesłanek, a nie robią nic w sprawie innego państwa, mianowicie Socjalistycznej Republiki Korei Północnej, która otwarcie mówi że posiada broń jądrową i udowadnia to kolejnymi próbami nuklearnymi i wystrzeliwuje rakiety. Wszyscy to widzą, wszyscy mają dowody - a nikt nic nie robi, szczególnie nasz kochany policjant świata - USA.

Powiem Wam czemu. Dlatego że doskonale wiedzą, że napędzani ryżem koreańczycy nie posiadają nic, co mogłoby się im przydać. A więc jeżeli USA to policjant świata, to jest mocno, ale to mocno skorumpowany. I ja dziękuję takiemu policjantowi. Niech się Żiebro nim zajmie.

26 maja 2009

Po prostu taki dzień

Przekręcił klucz w drzwiach, jednak ten wcale nie stawiał oporu. Drzwi były otwarte. Położył więc rękę na klamce obawiając się najgorszego... Czyżby się ktoś włamał do niego do mieszkania? Powoli uchylił drzwi... Pierwszą plamę krwi zauważył niemal natychmiast. Serce jego zaczęło bić szybciej, nie mogąc utrzymać się w jego klatce piersiowej - jednocześnie gęsia skórka dała do zrozumienia jak bardzo zmroziło mu krew.

Na samym środku dywanu w przedpokoju była wielka, czerwona plama. Nie musiał sprawdzać - to była krew, jednak jakieś poczucie niepewności nie pozwalało mu nie dotknąć tego palcem. Ciepła, ale gęsta - więc nie więcej niż 30 minut temu.

Przyspieszonym krokiem szedł wzdłuż kolejnych plam; ofiara przemieszczała się krwawiąc. Dotarł do salonu. Ich salonu. Urządzali go bardzo dokładnie. Każdy detal wspólnie został ustalony. To był dowód na to, jak bardzo się rozumieją. Nie licząc koloru ścian, mebli oraz wyposażenia - wszystko, czyli żarówka w lampie, zostało ustalone wspólnie.

Wpadł do pokoju z hukiem, licząc na to że zastanie tam jeszcze napastnika... Tymczasem, na środku kanapy siedziała Ona. Miłość jego życia. Kobieta z którą realizuje marzenia. Klamka na wolność i szlaban na zabawy. Justyna. Siedziała okrakiem na kanapie, cała we krwi.

- Na co się tak gapisz? Zap...laj do sklepu po jakieś podpaski - wrzasnęła gdy tylko ujrzała go w drzwiach

Tak. To jeden z tych dni. Może lepiej nie spieszyć się z powrotem do domu?

---

Tym króciutkim wstępem chciałem dać wyraz temu, jaki miałem dzisiaj spierdolony dzień. Generalnie, wszystko co mogło mi nie wyjść, nie wyszło. Do tego stopnia, że będąc w pracy włożyłem rękę w gówno. I nie w przenośni - tylko faktycznie - w prawdziwe, ptasie gówno. Na parapecie sobie leżało. Ot co.

Ciut wcześniej jakiś frajer zajął mi miejsce na parkingu gdy już w niego wjeżdżałem.

A jeszcze wcześniej kilkukrotnie przerwało mi połączenie gdy próbowałem się dogadać z panią z infolinii z mBanku.

Po prostu zdarzają się takie dni, że od samego rana chce się aby ten dzień po prostu się skończył i żeby wreszcie można było dalej żyć pełnią szczęścia.

Esz, idę spać.

A Wam, zdarzają się takie zjebane dni, gdy macie wszystkiego dość? Tak? Opiszcie.

21 maja 2009

Gdzie to jest?

Od wielu tygodni nic nie napisałem sensownego. Zaczynałem pisać, czytałem, usuwałem. Po prostu mam wielką dziurę w głowie, którą próbuję czymś zapełnić i nie wiem czym. Może dacie mi jakiś pomysł? Byle nie o uczuciach i relacjach między ludźmi, bo temat mi się przejadł.

28 kwietnia 2009

Przed ślubem ;)

Dziś jadąc samochodem, jak zwykle włączyłem sobie Radio Maryja aby odsłuchać co tam mają do powiedzenia w Rozmowach niedokończonych, czy jak się tam audycja ta nazywa. No i natchnęło mnie to do napisania poniższej miernej jakości notki. Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że boli mnie ząb od kilku dni i chyba przerzucę się na tramal, bo ketonal przestaje powoli działać, nawet w dawkach po 4 sztuki naraz. No i po tramalu podobno lepsze loty są ;)

W każdym razie, temat jaki poruszyli to temat rozwodów - jakie są ich przyczyny, co się dzieje etc. itd. Temat w sumie ciekawy i kiedyś postaram się o tym napisać, bo wbrew pozorom - coś na ten temat wiem ;) W międzyczasie zaproszony gość powiedział takie coś, że wg przeprowadzonych badań, okazuje się, że częściej do rozwodu dochodzi gdy dana para wcześniej mieszkała razem - wcześniej, czyli przed ślubem. Nie wiem ile w tym prawdy, a ile naciągania kleryków, niemniej, coś w tym chyba jest.

Zauważyłem pewną tendencję wśród osób, które postanowiły zamieszkać ze sobą. Nie mówię że u wszystkich, ale u dość wielu. Mianowicie, rozpoczyna się życie na kocią łapę. Często osoby takie uważają się za małżeństwo, rodzą się dzieci (chciane, lub mniej chciane) - tymczasem, ślub jest w nieskończoność odkładany w czasie. Po prostu nie ma potrzeby, bodźca, ku temu aby taka para się pobierała - bo po co? Przecież są już razem...

Nie mówię nawet o ślubie kościelnym, bo nie widzę sensu aby np. ateista brał ślub, ale nawet taki zwykły ślub cywilny.

Jak się głębiej zastanowić, to widać związek (hehe) między tym że takie związki są nietrwałe. A co ciekawe, w takiej konfiguracji, najczęściej po dupie dostają kobiety - chociaż mogą tego nie widzieć. Czemu one? Bo facet z dnia na dzień może po prostu się ubrać i nie wrócić. A ona - często matka - musi się borykać samotnie z dzieciakiem, z tym że ma już "swoje lata" i nikt jej nie chce etc. itd.

Domyślam się, że wiele osób powie że "no ale dobrze jest się wypróbować przed ślubem". Tak? A czy kupując chleb w sklepie nadgryzasz go? ;)

Co o tym sądzicie - mieszkanie razem przed ślubem jest faktycznie ok, czy raczej nie - no i - jakie są przesłanki za i przeciw?

21 kwietnia 2009

Prawo wyboru

Ostatnio wiele osób mnie pyta, czemu w ogóle prowadzę bloga. Po co piszę i dlaczego? Czy mam potrzebę ekshibicjonizmu etc. itd. Zawsze odpowiedź brzmi tak samo "piszę, bo lubię", "piszę dla siebie" oraz "piszę bo tak".

Tak naprawdę, piszę ponieważ chcę mieć coś do powiedzenia ale przede wszystkim, chcę znać Waszą opinię. Wiem, że na pierwszy rzut oka wydaję się jakimś chamem, który w dupie ma Wasze komentarze, ale gdyby tak było - wyłączyłbym przecież komentowanie - prawda?

Ostatnio jak komuś to tłumaczyłem, oprócz "dorośnij" usłyszałem jedno dość wkurwiające mnie zawsze zdanie "przecież to nic nie da". Mogę Wam powiedzieć, że jest to jedno z najgłupszych rzeczy, jakie można powiedzieć. Po to jeden z Lechów skakał przez płoty żebyśmy teraz właśnie mogli wyrażać swoje opinie. Zarówno w życiu codziennym możemy psioczyć na polityków, ich niezdarność i granie pod publiczkę, jak również możemy ich wybierać czy skreślać.

Jak czytam "tak jest, bo takiego sobie prezydenta wybraliśmy" albo "taki rząd wybraliśmy" to zawsze zastanawia mnie - kto wybrał? Właśnie Ci, którzy nie mówią "przecież to nic nie da" albo "czym jest mój głos wobec milionów innych". Właśnie TWÓJ głos, zapamiętaj to sobie, jest najważniejszy.

Niebawem odbędą się wybory do struktur europejskich i znowu do urn pójdzie 10% uprawnionych. Świetnie - jesteśmy na samym końcu demokratycznego świata.

Poza tym, piszę też bloga żeby się przechwalać ;) Ale niedługo możliwe że przestanę, gdyż w niedzielę byłem na castingu i planuję zostać niebawem jakimś celebrity na miarę aktorów z Kryminalnych czy zabójcy z Sędzia Anna Maria cośtam. Nie mam TV, więc nie kojarzę tytułu. Ale jak już zostanę gwiazdą, to za pierwszą wypłatę kupie sobie jakiegoś 14-calowca na Allegro.

Więc, ludki, nie bójcie się wyrażać swoich opinii. I nie śmiejcie się z kogoś, kto to robi, jeżeli Wam brakuje odwagi.

14 kwietnia 2009

Żałoba narodowa - Kamień Pomorski

Wiem że miałem pisać o przyjaźni - ba, mam nawet gotową notkę, ale wydarzyło się kilka rzeczy w międzyczasie, które spowodowały że zmieniłem swój zamysł. Wszak kobita zmienną jest ;-). Poza tym, jeżeli o tym nie napiszę teraz, to zapewne nie napiszę nigdy bo będzie to już musztarda po obiedzie czy tam ketchup po kolacji.

Zapewne większość z Was wie że od dzisiaj do czwartku włącznie trwa wielka żałoba narodowa. Osobiście dowiedziałem się o tym próbując wyciągnąć parę osób na imprezkę wczoraj... Ale to tylko i wyłącznie dlatego, że nie mam TV w pokoju, a pogoda była zbyt piękna by wychodzić.

Spowodowało to we mnie dość mieszane uczucia. Mianowicie - czemu w ogóle została ogłoszona żałoba narodowa? Bo zginęły 22 osoby? Ja wiem że to jest tragedia... Rozumiem to. Ale czemu nikt nie ogłasza żałoby narodowej gdy codziennie na naszych drogach giną dziesiątki niewinnych ludzi? Czy śmierć tych ludzi jest gorszej jakości od śmierci tych, którzy spłonęli w Kamieniu Pomorskim?

A może ogłaszając żałobę narodową po tragedii ludzi na drogach, zwyczajnie nic się nie zyskuje? No bo kto by się przejmował jakimiś ludźmi którzy giną przez fatalnej jakości polskie drogi - przecież to oczywista śmierć i nie warto o niej pisać. Słabo się sprzedaje przecież...

Pożar w Kamieniu Pomorskim! 22 osoby! W tym dzieci! Ba, stracili cały swój - niewielki już przecież, dobytek! To jest dopiero temat! Przez najbliższe dwa tygodnie będą dostawać zapewnienia i dary (więcej pierwszego niż drugiego), znajdzie się setki osób chcących pomóc (wszak za taką pomoc można sobie odpisać od podatku), zmienią się proporcje poparcia dla poszczególnych partii politycznych!

Moje pytanie brzmi: gdzie Wy byliście, gdy Ci ludzie mieszkali w skrajnej nędzy przez ostatnie lata w warunkach "socjalnych"? Czemu PRZED tragedią, nikt się nimi nie zainteresował?

Czy w tym kraju naprawdę musi dojść do tragedii, żeby ktokolwiek się zastanowił nad jakimś problemem? Musi ktoś zginąć aby postawić znak drogowy czy położyć progi zwalniające? Musi ktoś spłonąć aby ktoś się zainteresował jakością tych kilkuset domów, które powstały z tymczasowych hoteli robotniczych?

7 kwietnia 2009

Zasady bloga

Miałem pisać o przyjaźni, ale nic na ten temat nie wiem. Potem pomyślałem że napiszę jaki jestem wspaniały, ale to już wszyscy wiedzą. Ale że obiecałem dzisiaj notkę, to piszę. Cokolwiek, bo cokolwiek - ale musicie się tym zadowolić.

Więc tak: wszyscy wiedzą że to mój blog. Dlatego ja, jako Pan tego bloga, narzucam tu zasady. Jeżeli komukolwiek się nie podoba, nie musi czytać. Jest mnóstwo innych miejsc, gdzie może trafić w sieci - chociażby inne strony pornograficzne.

Co do komentarzy - komentujcie. Nie piszę tego dla siebie, tylko dla Was. Ale JA decyduję, które komentarze trafią na bloga, a które nie. A więc, na bloga trafią wszystkie komentarze. Wszyściutkie, oprócz tych które:
- naruszają moje dobre imię (nick)
- naruszają moją prywatność
- są głupie
- nie przypadną mi do gustu
To by było na tyle. Acha, no i nie będę dopuszczał anonimowych komentarzy. Może niekiedy, w drodze wyjątku.

Jako że jestem mobilny, będę starał się na bieżąco zapisywać moje wspaniałe myśli w telefonie, które natychmiast pojawią się na blogu. Taka nowinka techniczna. Nazywa się to twitter, ale pewnie nie wiecie co to jest. Teksty te pojawiają się po prawej stronie bloga, na górze. Oczywiście, nie wszystkie będą się tyczyć bloga, ale cóż.

Będę chciał usystematyzować wrzucanie nowych notek. W niedzielę jak każdy chrześcijanin, nie pracuję, w poniedziałki trzeba odpocząć po weekendzie, w piątek jak każdy muzułmanin mam wolne od pracy, w sobotę z kolei szabat. Pozostaje więc wtorek, środa lub czwartek. W czwartki szykuję się do weekendu, więc środa albo wtorek. Wybieram wtorek. Wtedy będą się pojawiać teksty, tak żebym w środę mógł jeszcze poprawiać błędy ;-)

26 marca 2009

Starych ludzi powinno się zamykać

Niestety, taka prawda, ale starzy ludzie to samo zło. Większość czytelników tego bloga jest młodych, więc raczej się zgodzicie. A jeżeli nie, to nie musicie czytać.

Starych ludzi powinno się zamykać z wielu powodów. Szczególnie teraz, w "dobie kryzysu", gdyż zabierają młodym, sprawnym ludziom pracę. Młody mógłby szybciej i lepiej zrobić to samo, nawet za takie same pieniądze. Oczywiście, są zawody gdzie starzy ludzie są potrzebni - księża, babcie klozetowe, żołnierze-samobójcy czy pachołki przeprowadzające dzieci przez pasy.

Po drugie, przez nich młodzi nie mogą spokojnie zachorować, gdyż tworzą gigantyczne kolejki do lekarzy, wszelkiego typu. Jedynie seksuologowie mają w miarę spokój, bo starym i tak nie staje więc nie ma o co pianę bić :)

Po trzecie - niedługo umrą i jakimś cudem chcą jak najwięcej ludzi pociągnąć za sobą. Szczególnie widać to na drogach, gdy pan w kapelusiku lub pani w bereciku jedzie swoim Fiatem Cienkocienko przed siebie, bez świateł, zapominając o kierunkowskazach i mając na liczniku 30km/h mniej niż jest dozwolone. Skręcając zwiedzają wszystkie możliwe pasy i uwielbiają hamować w miejscu. Poza tym, nie słuchają głośno muzyki, więc w ogóle nie słychać że nadjeżdżają.

A Wy, gdzie widzicie że starzy ludzie są już niepotrzebni, bądź - o zgrozo - potrzebni? :)

22 marca 2009

Zaufanie

Ostatnio przysłuchiwałem się pewnej rozmowie, dwóch par o zgoła różnych poglądach na kwestię zaufania. Poniżej przedstawiam swoje wnioski.

Przede wszystkim, można rozróżnić dwa rodzaje zaufania. Żadne z nich nie jest do końca dobre.

Ślepe zaufanie - zupełna wiara w to, że nasz partner robi tak, jak powinien. Że nie robi niczego co mogłoby być złe. Charakteryzuje się to tym, że nie zagląda mu się do komunikatora, do historii przeglądanych stron, do telefonu. Wierzy się, że jak mówi że jest zmęczony i idzie spać, to faktycznie idzie spać.

Fałszywe zaufanie - partnerowi się ufa w ten sposób, że zagląda mu się do telefonu - bo przecież na pewno nie ma nic do ukrycia, więc mu ufamy i dlatego zaglądamy. Posiadamy wszystkie hasła do jego portali społecznościowych i poczty, bo przecież mu ufamy i na pewno nie ma tam nic złego. Dzwonimy do niego w nocy, żeby się upewnić że faktycznie zasnął (partner) bo przecież na pewno śpi, a akurat chcemy porozmawiać.

Dlaczego żadne z nich nie jest do końca dobre? Fałszywe zaufanie - to wiadomo. Kontrolujemy na wszystkie strony drugą osobę, gdyż zawsze jest tak, że oceniamy inne osoby swoją miarą. Jeżeli mamy coś na sumieniu - spodziewamy się tego samego od drugiej osoby. Jeżeli nie zgadzasz się z tą teorią, to zapewne masz, albo co gorsza - chcesz mieć coś na sumieniu. I nie przekonuje mnie to, że ktoś się tłumaczy "już tyle przeżyłem/łam że wolę być ostrożny/na" - gówno prawda. Ja też sporo przeżyłem, a nie mam tendencji do kontrolowania.

Dlaczego ślepe zaufanie jest złe? Proste. Bo osoba ślepo ufająca zwyczajnie może zostać skrzywdzona. Przesłanką ku temu jest to, że samemu ślepo ufając, jest się kontrolowanym - od razu mówię: Rzuć go/ją. Na 99,99% ma coś na sumieniu.

Z pozdrowieniami dla wszystkich par, kontrolujących się wzajemnie! :-*

2 lutego 2009

Sylwester

Po pierwsze, ostatnio nie chce mi się pisać. Więc nie będę pisał. Po drugie, sylwester jak sylwester. Nie wiem o co chodzi z tymi hukami etc. I wiem że miesiąc po fakcie, ale co tam. Cieszcie się :)

Wstawiam poniżej filmiki z sylwka - ponoc warte są po tysiąc słów. Więc liczcie.