16 października 2010

I znowu żałoba

Niedawno doszło do tragicznego wypadku w którym niemalże zginął kierowca ciężarówki, w którego wjechał Volkswagen Bus z 18 samobójcami na pokładzie. Chciałem się podzielić swoimi uwagami na ten temat.

Nie wiedzieć czemu, z tych 18 martwych ludzi zrobiono bohaterów. Ogłoszono żałobę narodową, wypłacono ich rodzinom odszkodowanie. Moje pytanie brzmi - dlaczego? Rozumiem tragedię ich rodzin, że stracili bliskich - ale zastanówmy się - dlaczego tak wielkie kroki? Czym ich śmierć na drodze, podkreślam, z własnej winy, różni się od setek zgonów jakie mają miejsce na naszych drogach codziennie? Efekt skali, ze tyle osób jednocześnie? Zwykła statystyka. Bardziej dlatego - że medialnie to ładnie wygląda.

Teraz na drogi wyruszyło setki radiowozów, zatrzymują każdy busik, dokładnie kontrolują. Czemu tego nie robili wcześniej? Przecież wszyscy wiedzieli że tak wygląda podróż ludzi do pracy codziennie rano i do domu wieczorem. Czemu do cholery musi najpierw dojść do głupiej tragedii?

Znając życie, niedługo nasz premier ogłosi plan walki z przepełnionymi busami. Na pewno już ma gotową ustawę - tylko czeka na odpowiedni moment aby ją podpisać.

Ciekawe kiedy ktoś się zainteresuje przepełnionymi autobusami miejskimi, tramwajami, albo pociągami, które również codziennie się przemieszczają. Albo kiedy ktoś zauważy że wokół wielu szkół brakuje zabezpieczonych pasów. Że piesi chodzą całymi grupami bez odblasków. Wszyscy zapewne czekają na jakiś medialny moment, aby to poruszyć.

Chociażby sprawa niewidomego, który uległ wypadkowi 2 lata temu w metrze warszawskim. Do tej pory brakuje oznakowania końca peronu. A tak się wszyscy zarzekali... No nic, czekamy na kolejnego, który wpadnie pod pociąg. Może jeżeli zginie, uda się coś załatwić. A tak - został tylko okaleczony. Nieco za mało. W dodatku tylko jedna osoba - lipa. Niemedialnie. Nie można żałoby ogłosić.

Na dziś starczy.

4 sierpnia 2010

Stracić cząstkę siebie..

Gdy byłem mały, nigdy nie sądziłem że może mi się to przytrafić. Zawsze uważałem, że nie brakuje mi czegokolwiek, że nie potrzebuję jakichkolwiek „poprawek” - nie licząc przybywających kilogramów ;-)

Dzisiaj jednak, właściwie wczoraj - okazało się inaczej. Straciłem coś, do czego byłem przywiązany od bardzo dawna. Może niekoniecznie od urodzenia, ale od bardzo dawna. Zawsze mogłem na tym polegać, zawsze miałem pod ręką...

Dzisiaj poszedłem do dentysty, czy też stomatologa - nie wiem czym się różnią. Nieważne. I tak zrobił to, czego się obawiałem - usunął mi zęba. Nie to, żeby zrobił to samodzielnie. O nie - początek należał do mnie. Jak jakieś dwa tygodnie temu, w drodze na siłownię coś mi weszło między zęby, tradycyjnie między szóstkę i siódemkę. Zacząłem więc proces usuwania draństwa. Palcem, wykałaczką, językiem... No i o dziwo, ten ostatni był skuteczny. Na tyle skuteczny że - wyrwałem sobie 1/3 tego zęba. W sensie, naruszyłem, na światłach dokończyłem swoje hmmm... dzieło.

No i wszyscy wokoło zaczęli mnie straszyć, że muszę wyjąć resztę - bo to, bo tamto... No i wybrałem się do tego rzeźdentysty. Walka trwała jakieś 45 minut, z podziałem na 5 rund. No i teraz mam nieco więcej przestrzeni w gębie. W sensie, jeszcze nie, bo opuchlizna, ale już niebawem :>

Potraktujcie to jako ostrzeżenie:

1) myjcie zęby po każdym posiłku i/lub 3 razy dziennie - ponoć nawet można zmniejszyć nadwagę w ten sposób

2) jak Was ząb boli, od razu do dentysty. Ja się tak przyzwyczaiłem do tego bólu, że uznałem iż tak po prostu jest

3) nie leczcie zębów pastą do zębów (nakładanie grubej warstwy na dziury etc.) - to pomaga chwilowo

4) nie grzebcie zbyt mocno między zębami - może się źle skończyć :>

A ja i tak przy kolejnej dziurze nie pobiegnę nigdzie. Sam się nią zajmę i dopiero jak nie dam rady, pomyslę nad czym innym ;-)

Pozdrawiam i puchnę dalej.

27 lipca 2010

Pierścień Atlantów

Zanim zacznę swój wywód, może opiszę co to jest ten cały Pierścień Atlantów, co robi, co daje etc. Moimi słowami.

Reklamowany on jest jako pierścień, który posiada niesamowitą moc, którą daje osobie, która go nosi. Moc ta objawia się różnie, w zależnie od intencji czy nawet od palca na którym się go nosi. Z opowiadań wiem, że faktycznie posiada on takowe działanie. Ludzie wspominają o lepszym zdrowiu, lepszych układach w pracy, powodzeniu itd. Nie wiedzą jednak podstawowej rzeczy, którą zaobserwowałem. Tu chciałbym aby się wypowiedzieli Ci, którzy go noszą.

Na ekonomii uczono mnie, że nie ma nic za darmo. Czy kupujemy szampon 50% taniej, czy dostajemy prezenty etc. - nie ma nic za darmo. Wcześniej czy później trzeba będzie coś oddać, coś zrobić aby „spłacić” podarunek. Tak samo jest z tytułowym pierścieniem.

W pewnym momencie, zaczyna on działać jak nałóg - nie można go zdjąć, bo go brakuje. Dba się o to, aby był czysty. Nie zdejmuje do mycia. Śpi się w nim. Łączność nieustanna między właścicielem a pierścieniem. Dziwne? Może. Brzmi nieprawdziwie? Niech wypowiedzą się osoby, które miały z nim doczynienia, które próbowały z niego zrezygnować?

Niedawno namówiłem kolegę, aby przestał go nosić. Wiedząc, że nie lubi on jak ktoś nim rządzi, przedstawiłem mu działanie tego pierścienia w ten właśnie sposób - że to nie on sam zadecydował aby go założyć, ale pierścień poniekąd go wezwał. Wszak wcześniej go nosił i z niego zrezygnował. Na niedługo... Co się stało gdy go zdjął? No właśnie - pasmo nieszczęść. Wylądował w szpitalu, podbito mu oko, problemy w pracy etc. Niepowiązane? Możliwe.

Chciałbym usłyszeć, co na temat tego Pierścienia mają jego obecni oraz byli posiadacze. Czekam na komentarze. No i jestem przekonany, że żadnej z tych osób nie udało się z niego zrezygnować (głównie dlatego że - „nie chcą” - brzmi podobnie jak do uzależnienia, prawda?).

No więc co? Zdejmujemy pierścień i próbujemy być bez niego przez miesiąc. Może dwa. Uda Wam się? Nie sądzę. Czekam na wpisy w komentarzach...

20 lipca 2010

Euroduma

Nie, nie będzie to notka o tym, że mamy być dumni z tego, że jesteśmy w Unii Europejskiej. Nie, nie będzie to notka o tym, że mamy być dumni z tego, że na 90% uda nam się zorganizować Euro2012. Będzie to notka o tych, którzy kochają inaczej - osobach o orientacji homoseksualnej.

Niech to proszę potraktują głównie, jako ostrzeżenie, bo odnoszę wrażenie, że są tak zaślepieni tą walką o tolerancję, że nieco została przekroczona granica.

Jak większość osób o poglądach lewicowo-socjalnych (nie mylić z socjalistycznych), należę do grupy osób tolerancyjnych. Co to oznacza? Sam rozbiór słowa wg Wikipedii wygląda tak: Tolerancja (łac. tolerantia - "cierpliwa wytrwałość"; od łac. czasownika tolerare - "wytrzymywać", "znosić", „przecierpieć”), zaś nieco dalej można przeczytać że: „W sensie najbardziej ogólnym oznacza on postawę wykluczającą dyskryminację ludzi, których sposób postępowania oraz przynależność do danej grupy społecznej może podlegać dezaprobacie przez innych pozostających w większości społeczeństwa.”

Homoseksualiści walczą o równe prawa oraz o tolerancję. Walczą o to, aby ludzie ich „znosili”, „wytrzmywali” z nimi oraz aby nie byli wykluczani. Wobec tego, organizują parady, w których chcą pokazać jacy są. Jakie nasze społeczeństwo jest - każdy wie. Polacy, pomimo iż Polska jest państwem świeckim, bardzo szanują Kościół i wartości chrześcijańskie. Z kolei powszechnie wiadomo, że wiara ta (jak chyba zresztą żadna ze znaczących) nie aprobuje związków homoseksualnych - głównie z jednego powodu. Wszelkie wierzenia, jeżeli są rozsądne i nie są skazane na zagładę - naciskają na rozmnażanie się. Z jednej strony jest to często spowodowane tym, że dana wiara uważa się za wybrańców, wobec czego musi być ich jak najwięcej (katolicy - bierzcie się do roboty, bo muzułmanie nas pobili!), z drugiej strony jest to spowodowane względami ekonomicznymi - tzw. „więcej owieczek”. Jako że nie udało się spowodować, aby mężczyzna z mężczyzną lub kobieta z kobietą w naturalny sposób mieli dziecko, więc jeszcze raz napiszę - wiary tego nie „łykają”. Słusznie.

Homoseksualiści jednak chcą, aby uznawano ich związki jako związki partnerskie - po to aby móc być traktowanym jak rodzina w szpitalach, podczas przyznawania spadków itd. Prawda jest taka, że spadki można załatwić testamentem, do kont można dać upoważnienia, podobnie w szpitalach itd. Więc takie szukanie dziury w całym.

Podobną sytuację mają pary żyjące w tzw. konkubinacie - też generalnie mają przesrane. I też są mniejszością, w porównaniu do par żyjących w związku małżeńskim.

I tutaj pojawia się ta drobna różnica. Pary konkubenckie, pomimo iż zapewne bardzo się kochają, bardzo siebie pragną itd, nie wychodzą z tym na ulice, bo to jest ich sprawa.

Tak samo pary heteroseksualne, które nie wiem, lubią sado-maso. Nie wychodzą na ulicę i nie pokazują tego wszystkim. Nie obnoszą się z tym. Albo pary swingerów, etc. - seksualność i styl życia jest tylko i wyłącznie ich. To samo pedofile, zoofile, arachnofile, filofile i w ogóle Feele. ;-)

A co robią homoseksualiści? Wychodzą na ulicę. Robią paradę. Prowokacyjnie stosują dość delikatne i dość znaczące dla Polaków hasło „Nie lękajcie się”. I jeszcze się dziwią, że ludzie ich atakują. Naprawdę - jestem tolerancyjny, ale to z kim, kiedy i jak się trykają - to niech pozostawią sobie.

Tak naprawdę, takim działaniem, powodują że ludzie zaczynają się ich brzydzić, odstraszają ich od siebie. Zaczynają się odsuwać. Jak można czegoś takiego nie zauważyć? Oczywiście, kontrmanifestacje również są słabym pomysłem - tak naprawdę to nakręca tę machinę. A co by było, gdyby przez kolejne lata, po prostu to ignorować? Chyba uznanoby że wszyscy są tolerancyjni i można przestać... Prawda?

Z drugiej strony, mam pewną teorię na ten temat - wydaje mi się, że takie parady służą głównie autopromocji i szukaniu nowych partnerów. Co o tym sądzicie?

14 lipca 2010

Gdzie te kobiety...

Każdy z nas wie, że obecnie media i otoczenie kreują (jak zawsze), pewien schemat kobiety. Ma ona być niezależna, szczupła (wręcz chuda), ma ze wszystkimi sypiać i w ogóle. Tak się zastanawiam, na czyje potrzeby powstaje taki obraz? Chyba tych zdesperowanych, niedowartościowanych lasek, które w ten sposób próbują sobie wytłumaczyć swoje niepowodzenia.

Pamiętam jak miałem lat cośtam-naście i byłem na etapie gdy zauważyłem że odpowiednio częste dotykanie pisiora, który przecież służył według mojej wiedzy tylko do sikania, sprawia przyjemność. Z czasem zauważyłem że ta przyjemność może być kontrolowana, ale nie o tym notka ;-).

Pamiętam też jak zdobyłem gdzieś plakat Cindy Crawford i powiesiłem go sobie na ścianie. Kolorowa kartka niewiele większa od A4 przedstawiała kobietę, która była moim zdaniem mega fajna. W końcu - w tamtych czasach, super modelka. Dzisiaj, gdyby Cindy startowała do roli modelki - delikatnie mówiąc, dostałaby kopa w zad. Za co? No oczywiście - za kształty i wskaźnik BMI.

Tymczasem kobieta ta miała idealnie kobiece kształty. To, czego poszukują chyba wszyscy mężczyźni, z tą różnicą, że jedni już o tym wiedzą, a inni są na etapie „ale fajna dupka do pukania”. Bardzo podobały mi się jej pełne biodra, piersi, delikatny uśmiech. Do dziś dnia, żadna współczesna modelka, którą kojarzę, nie ma z nią szans. Chodzące wieszaki? Nie lepiej przytwierdzić kije na kółkach i puścić na wybieg? Efekt ten sam przecież...

Dlatego nie rozumiem tego dziwnego wyścigu aby ważyć jak najmniej, mieć jak najniższe BMI itd. Drogie Panie, kurczę - naprawdę niczego Wam nie brakuje. Zwyczajnie część z Was nie potrafi wyeksponować to, co jest piękne, a nieco zatuszować to, co niekoniecznie. I nie trzeba tego robić alkoholem ;-) Przecież kobieta, której naturalną hmm, zdolnością jest rodzić dzieci, MUSI mieć do tego predyspozycje - pojemne biodra, kształtne piersi, silne plecy etc.

A jeżeli nie czujecie się seksowne przy swoich partnerach? Kurczę, to chyba nie Wasza wina, tylko właśnie ich... Może pora na jakieś hmm, coś innego?

A teraz dla Panów gratka - jeżeli chcecie napisać list do Cindy, adres poniżej. Telefonu Wam nie dam, bo jesteście pewnie zboczeńcami i będziecie do niej dzwonić po nocach, a wtedy będę miał już u niej przechlapane :P

Cynthia Ann Crawford

132 S. Rodeo Dr. #300

Beverly Hills, CA 90212

USA

Telefonu Wam nie dam, bo jesteście pewnie zboczeńcami :P

Więc, drodzy Panowie - zacznijcie zwracać uwagę na normalnie wyglądające kobiety. A Wy, drogie Panie, pamiętajcie, że naprawdę niczego Wam nie brakuje - cała wina leży po stronie obserwatora.

9 lipca 2010

PO wyborach.

A więc już jest po wyborach. Dla przypomnienia, napiszę że Polacy nienawidzący monopolu (patrz TPSA, Poczta Polska, PKP) wybrali jak zwykle monopol. Bo jak inaczej nazwać fakt, że:

- w sejmie większość ma jedna partia, nazwijmy ją roboczo „PO” ;-)

- prezydentem jest przedstawiciel partii PO

- w senacie ma większość PO

- w TVP od dzisiaj rządzi PO

- w radach nadzorczych sporo jest ludzi z PO

- w służbach - PO

PO co to wszystko?

Zawsze myślałem że demokracja polega na tym, że jest stan, zbliżony do równowagi. Część ludzi chce „A”, część chce „B”. Nigdy nie jest tak, że wszyscy chcą jednego - chyba że chodzi o podwyżkę. I Ci co chcą „A” - mają swoich przedstawicieli. Ci co chcą „B” - swoich. I teraz jaka jest sytuacja? W zasadzie rządzi jedna partia. Oni wymyślają ustawy, senat je przepuszcza, prezydent podpisuje. Masówka.

Przewiduję dwa scenariusze, w których na szczęście, PO powinno być przegrane i nie będzie monopolu. Zanim jednak napiszę dalej - nie mam NIC do tej partii i nawet gdybym sam na nich głosował, napisałbym poniższe. Staram się być obiektywny.

Niebawem, bo za 1,5 roku będą wybory parlamentarne. W międzyczasie - wybory samorządowe. Na szczęście, wybory samorządowe jak do tej pory rządziły się swoimi prawami i mają raczej skalę lokalną. Natomiast wybory parlamentarne - no cóż, mają wpływ na wszystkich. PO ma za zadanie, przez najbliższe 1,5 roku utrzymać przy sobie wyborców i napędzić kolejnych - na tym to polega.

Więc scenariusz 1:

PO naobiecywało w cholerę, aby zdobyć elektorat lewicy i przekonać na swoją stronę niezdecydowanych. Wiadomo - obietnica wyborcza, to obietnica wyborcza i można ją zlać, ale przynajmniej część trzeba będzie spełnić, aby utrzymać przy sobie ten elektorat, który jest „z importu”. Czekają nas więc drastyczne zmiany (TVP, służba zdrowia, ZUS (emerytury) etc, które będą niosły za sobą koszty - bo nie ma nic za darmo. Jednocześnie, trzeba utrzymać wzrost gospodarczy, który ponoć zapewniamy obecnie rządzącej partii, tak jakby to właśnie oni byli głównymi konsumentami, ale to już na inną notkę. Więc - drastyczne, kosztowne reformy. Opozycja (a PiS w tej roli jest bardzo dobry) będzie oczywiście wszystko komentować, wytykać. Nie zdziwię się, jeżeli stworzą „gabinet cieni” z młodych ambitnych polityków (Ziobro i cała reszta kojarząca się z IVRP raczej nie będzie się pokazywać). Ludziom się to nie spodoba - Polak nie lubi takich zmian. Chce mieć wszystko za darmo - bo mu się należy. Tak?

Scenariusz 2:

PO po przeczytaniu mojej notki i szczególnie scenariusza 1, zastanowi się chwilę i stwierdzi że faktycznie - nie ma co robić drastycznych reform. Przez półtora roku będzie uchwalać (za przeproszeniem) gówniane ustawy, aby się czymkolwiek wykazać. Naturalnie, opozycja to wychwyci i będzie wytykać (nie wiem czy PiSałem, ale PiS jest w tym bardzo dobry). Więc elektorat zobaczy, że partia, która rządzi - de facto dobrała się do koryta i nic nie robi, w dodatku za pieniądze podatników (w sensie, tych uczciwie płacących podatki). Ludziom się to nie spodoba - Polak lubi, gdy osoba którą wybrał, coś dla niego robi, gdy on sam siedzi. Chce mieć wszystko za darmo - bo mu się należy. Tak?

Jak więc widać z mojej krótkiej i prostej analizy, PO tak naprawdę przegrało. Oczywiście, PiS może na tym skorzystać za 1,5 roku, ale wydaje mi się, że wreszcie do sceny politycznej wróci lewica - ludzie mają już dosyć monopolu raz jednej partii, raz drugiej i chyba chcieliby jakiejś odmiany. Mam nadzieję, że SLD w te 1,5 roku się ogarnie i odbije swój elektorat. A można, bo udowodnił to Napieralski jak w kilka w sumie tygodni, z ledwo 3% zdobył 13%. Oby ta 13-tka była szczęśliwa, bo naprawdę - potrzebujemy zmiany. Pozytywnej zmiany!

3 lipca 2010

5 zł

Myślałem że tak się nigdy nie stanie, a tymczasem dzisiaj się wydarzyło. Idąc w kierunku Chmielnej aby spotkać się z kolegą, po drodze zaczepiła mnie bezdomna i poprosiła o pomoc. Jako że widziałem, że nie należy do tej grupy, która nadużywa alkoholu, wyjąłem z kieszeni piątaka i wcisnąłem jej w dłoń. A ona na to - no co Pan robi, prosiłam o pomoc, a tak się nie pomaga - i mi oddała te 5 zł. Zupełnie oniemiałem, nie wiedziałem co się stało... A ona powiedziała mi wprost - jeżeli chcę jej pomóc, to prosi abym zakupił jej chleb, kilo cukru i jakieś warzywo. Aż mi się miło zrobiło.

Więc co? Poszedłem do sklepu, kupiłem jej ten chleb (pomyślałem - krojony), kilo cukru, banany (w ramach „warzywa”) oraz litr mleka.

Potem poszedłem do niej aby jej to wręczyć i... nie było jej. Troszkę się wkurzyłem, ale nie poddałem - chwilę później spotkałem ją na Chmielnej, przy sklepie. Dałem jej wszystko, pożyczyliśmy sobie zdrowia i nasze drogi się rozeszły.

Czuję że spełniłem kolejny dobry uczynek. Fajnie tak :-)

Wam zdarzyło się jakoś tak pomóc nieznajomym? Autostopowiczki i napalone laski się nie liczą. Piszę o pomocy.

Pozdrawiam ;)

1 lipca 2010

Inwestowanie

Drodzy Rodacy!

Dzisiaj będzie mała lekcja o inwestowaniu, bo widzę po debiucie Tauronu, że niewiele o tym wiecie.

Dam Wam malutki przykład:

Kupujecie 10kg jabłek po 9zł/kg. Zarobicie jeżeli sprzedacie po 10zł za kilogram. I po tyle zamierzacie sprzedawać. Jednakże, widzicie że Wasz sąsiad ma takie same jabłka, tyle że po 7zł/kg. Naturalnie, nikt od Was nie kupuje, bo po co przepłacać? Co w takiej sytuacji robicie? Sąsiad ma od groma tych jabłek... No oczywiście że sprzedajecie w tej samej cenie co on, żeby zminimalizować stratę i nie zostać ze zgniłymi jabłkami... Jelenie.

A teraz mały kop w zad. Akcje to nie jabłka. Nie zepsują się. Jeżeli kupiliście akcje po 5,13zł/szt - to czemu do KN sprzedajecie je OD RAZU po 5,03? 0,10zł na każdej akcji tracicie na dzień dobry, nie wspominając o prowizji... Podpowiem Wam - jeżeli na debiucie spółka jakaś ma 5,13 za akcję, to ta cena nie ma prawa spaść poniżej tej kwoty pod warunkiem, że żaden z inwestorów nie jest głupi. A niestety, wystarczy jeden aby pociągnąć wykresy na południe.

Pomyślcie sami - sąsiad sprzedający jabłka po 7 zł mógł to zrobić w dwóch przypadkach. Jedno, logiczniejsze - kupił je taniej od Was. Drugie - mniej logiczne - jest debilem i sprzedaje taniej niż je kupił, głównie po to, aby Was wykończyć. Z akcjami jest podobnie - jeżeli wszyscy kupili w tej samej cenie, to jakim prawem, ta cena spada już w pierwszych chwilach? Nikt taniej nie kupił przecież...

Oczywiście, pracownicy Taurona otrzymali jakiś pakiet akcji - ale było tego kilka, może kilkanaście procent - akurat tyle, aby od nich odkupić, a nie sprzedawać na łeb na szyję „bo leci”.

Z drugiej strony, domyślam się, że zadziałał analfabetyzm wtórny i ludzie totalnie nie zauważyli że kupili akcje przed scaleniem. Czyli - kupili akcje po 0,57zł. A tu nagle stoją po 5,03. Nic tylko sprzedawać! Przecież 5,03 - 0,57 = 4,46 na jednej akcji. Ładny zysk? Jasne... Tylko że tutaj należy policzyć 5,03 - 0,57 * 9 = -0,10. Pamiętajcie, łosie o kolejności działań. I na każdej akcji w plecy 10 groszy. I do tego prowizja. Niezły zarobek.

Jedna zasada - kupujemy taniej i sprzedajemy drożej. Inaczej nie ma sensu. Po prostu nie ma.

24 czerwca 2010

II tura

No i zgodnie z moimi przewidywaniami, mój kandydat nie przeszedł do drugiej tury, choć miał całkiem przyzwoity wynik. Oczywiście, ludzie przekonani o tym że wybierać można jedynie między pierwszym a drugim kandydatem w rankingach - tak uczynili. Bo oddając głos na kogoś innego - przepada, tak?

Gówno prawda. Przemyślcie sobie to w główkach, czemu akurat dwaj politycy, na których powszechnie się narzeka (IV RP vs „wpadka”) przechodzą do II tury. A politycy, którym mniej mamy do zarzucenia - odpadają...

W każdym razie, trzeba teraz podjąć wybór. Czy skorzystać z kopii zapasowej poprzedniego prezydenta (mam tu na myśli oczywiście podobieństwo programowe) czy zagłosować na kogoś, kto już czuje się prezydentem tudzież popełnia masę gaf, wpadek etc. (czyżby prezydentura na wzór Busha?).

Ja wiem już na kogo oddam głos. A Wy?

19 czerwca 2010

Forum użytkowników Q7

Chciałem skorzystać z okazji i zareklamować forum miłośników Audi Q7. Nie wspominałem o tym, ale mam zamiar przesiąść się ze swojej A3 do Q7 i chciałbym to zrobić jak najszybciej. Szukając informacji o tym samochodzie, niczego sensownego nie znalazłem (oprócz suchych zestawień etc.). Brakuje mi takich akcentów jak klub miłośników A3. Dlatego też postanowiłem stworzyć forum, na którym będzie można poznać innych współużytkowników tudzież współmiłośników Audi Q7.

Zapraszam do zarejestrowania się na forum - głównie w celu zrobienia nieco ruchu. Jest też post z ulotkami do wydrukowania, które możecie wydrukować i wtykać za wycieraczki wszystkich napotkanych Q7 na drodze (oczywiście podczas postoju - nie ma sensu ich gonić...).

14 czerwca 2010

Wybory prezydenckie 2010

Szanowni obywatele - niebawem, bo już w najbliższy weekend będą otwarte urny. Nie, nie urny z prochami, więc nie będzie na co popatrzeć, ale urny do których będzie można samemu coś dołożyć. Wiem że wielu z Was nie chce iść do głosowania, bo „mój głos się nie liczy”. Czyżby?

Powiem Wam tak - nie idźcie na głosowanie, bo wielu z Was i tak będzie głosować na tych, którzy w rankingach są na dwóch pierwszych miejscach - bo przecież głos oddany na innego kandydata, to głos stracony... Tak więc, siedźcie sobie w domku, obserwujcie wieczór wyborczy, cieszcie się zwycięstwem osoby, na którą nie zagłosowaliście, albo zagłosowaliście, bo ma świetny PR w telewizji etc. itd.

A ja wstanę rano, pojadę na wybory i zagłosuję na frakcję, na którą głosuję przy każdych wyborach od wielu lat - i mimo tego, że przez ostatnie kilka wyborów ani razu nie doszli w jakikolwiek sposób do władzy, będę na nich głosował, bo nie kieruję się tym co mówią w TV, co piszą w gazetach, tylko kieruję się konsekwencją.

Miłych wyborów.

11 czerwca 2010

Współdzielenie

Dzisiaj będzie mała agitka... Mianowicie, nie będę pisał o pierdołach, tylko opowiem Wam o narzędziu, które miliardy razy ocaliło mnie od opresji. Pokrótce wspomniałem o nim w linku w artykule Bezinteresowni. Chodzi mi mianowicie o narzędzie o nazwie Dropbox.

Jak sama nazwa wskazuje, dropbox to pudełko do którego się coś wrzuca. A wrzuca się pliki, które są przechowywane w „chmurze”. Czyli, padnie Ci dysk, padnie komputer - cokolwiek, masz dostęp do tych plików. Dostęp jest zarówno poprzez aplikację, którą można pobrać tutaj, jak również poprzez stronę WWW. W ten sposób, możesz sobie na jednym kompie coś wrzucić, żeby na drugim odebrać.

Koniec z przesyłaniem plików pocztą (antywirusy, blokady, etc.) i koniec z pendrive’ami (uprawnienia admina, wirusy). Teraz wszytko można robić automatycznie.

Ile miejsca? 2GB. Opłata? Żadna. Zero. Null. Darmo. Free. Frei. Dziwne, co? Ale jak dają coś za darmo, czemu nie korzystać?

Zakładamy konta tutaj! Marsz!

27 maja 2010

WTF?

Zakładałem sobie kolejne konto na gmai, żeby móc spamować, i trafiłem na taki obrazek:

Trzeba przepisać literki które się widzi do kratki. Duże i małe litery są rozróżniane. Kto zgadnie co do jasnej cholery tu jest napisane? Mi się nie udało. Dopiero trzecie podejście, z trzecim kodem obrazkowym przeszedł.

Niech mi ktoś wytłumaczy gdzie jest ta granica między zabezpieczeniem a upierdliwością? Ja wiem, że to ma służyć do tego, aby ograniczyć ilość masowo zakładanych kont przez automaty, ale jak człowiek nie potrafi sobie z tym poradzić, to już chyba nie jest dobrze? A podejrzewam, że automatowi poszłoby całkiem nieźle...

Obstawiamy co tu jest napisane? Ja spróbowałem z nidisima. Nie przeszło. Jakieś inne propozycje?

26 maja 2010

Bezinteresowni

Ostatnimi czasy, sporo się działo w tym naszym padołku. A to kraksa rządowego Tupoleva, teraz z kolei powódź.

Typowy Polak jest określany jako niezgodny, zawistny, czekający tylko na to, aby drugiemy wbić szpilę i udowodnić, że jest gorszy. Z drugiej jednak strony, jesteśmy jednym z niewielu narodów na świecie, które na wiele dziesiątków lat znikały z map świata - a to podczas trzech rozbiorów, a to po zakończeniu wojny, gdy nasi zajebiści sojusznicy nas zwyczajnie sprzedali.

Okazuje się jednak, że w momencie kryzysu - nagle wszyscy czują się Polakami. Wiem, że Obama stwierdził, że „chwilach tak tragicznych - wszyscy jesteśmy Polakami” - co on tam o tym wie? My, Polacy - wiemy.

Spójrzmy chociażby na ostatnie wydarzenia - mianowicie - powódź. Wiele, zupełnie obcych sobie ludzi, potrafi ramię w ramię budować wały z worków z piasku. Ci co nie potrafią, w inny sposób demonstrują swoją solidarność - np. przynosząc posiłki strażakom czy policjantom. Dzieci neostrady tradycyjnie wyślą stosowny komunikat na Śledziku, ustawią sobie odpowiedni opis na GG.

Naturalnie, trafiają się wyjątki od reguły. Niedawno w którymś z programów usłyszałem tekst „jak ma nas zalewać, to niech zalewa po równo”. No ale to wyjątki. W większości jednak, ludzie się jednoczą, rzucają swoje worki na wały i działają.

Co ja zrobiłem na rzecz przeciwdziałania powodzi? Oprócz przyglądania się temu wszystkiemu, przyznam się - że w zasadzie nic. Panicznie boję się wody i wolę nie ryzykować. Poza tym, staram się na codzień pomagać ludziom - nie tylko w momentach kryzysu. Chociażby kilka dni temu, przeszkoliłem koleżankę jak ma korzystać z dysku sieciowego, na którym może przechowywać swoje pliki i mieć do niego dostęp z każdego komputera na świecie, z dostępem do sieci. Jeżeli ktoś chce skorzystać, nie klika tutaj.

Niemniej, jak tylko dostanę wypłatę - przekażę parę złotych na ich rzecz. Obiecuję.

A Ty - czego dokonałeś, drogi Czytelniku?

17 maja 2010

Powrót

Tak, tak - wiem że kiedyśtam pisałem że już nigdy więcej nie opuszczę bloga i generalnie będę pisał etc. itd. Przyznam szczerze, zupełnie mi się nie chciało i nie będę ściemniał że było inaczej. Po prostu miałem ciekawsze rzeczy do robienia.

No więc, wróciłem i nie wiem czy będę pisał. Mogę jedynie obiecać że będę się starał. Ale żeby pisać - muszę wiedzieć dla kogo i o czym. A to już zależy od Was. Całej trójki obserwującej mój blog. ;-)


Pozdrawiam.