29 lipca 2011

Podróż do Włoch

Miałem pisać o wyjeździe codziennie, ale nawet nie chce mi się wymyślać wytłumaczenia dlaczego tego nie robiłem. Ale do rzeczy - krótkie podsumowanie.

We Włoszech jesteśmy już od niedzieli. Włochy - jak to Włochy - piękne, każdy może sobie poczytać o zabytkach etc. Nie o tym chcę pisać.

A więc tak - już drugiego dnia ukruszył mi się ząb. Bo czemu nie? Chyba pora odwiedzić dentystę. Ból nie dawał mi żyć ze trzy dni.

Potem Rzym - główna część programu. W Rzymie jeżdżą jak wariaci. Takie połączenie kierowców z Grójca (chamskie wpychanie się) z Poznaniem (nie używaniem kierunkowskazów), Warszawą (jazda na żółtym, czerwonym), Krakowem (nie ustępowanie pierwszeństwa), Gdańskiem (nie ruszaniem na zielonym). Więc pierwszy przejazd przez centrum mnie prawie wykończył. Po pierwszym dniu oczywiście pierwsza przygoda - czarny dym z rury wydechowej. Jak na razie, chyba to wina gównianego oleju który nalałem (nie polecam stacji Marco Polo Gasoline!!!). Dzisiaj po przytankowaniu na Esso jakoś lepiej. Ale pobrało mi za tankowanie z karty prawie 900zł. Raz za tankowanie - raz za szlag wie co. Trzeba będzie wyjaśniać.

Ale, ale - to nie wszystko. Dzisiaj postanowiliśmy jechać autobusem. Nie polecam. Złapałem gościa jak próbował wyciągnąć mi portfel z kieszeni. Centralnie kurwa miał rękę w mojej kieszeni. Ja go złapałem. A ten kurwa dalej stoi i jopi się w szybę. Nie jego ręka normalnie. Aż zgłupiałem przez moment. Stoi i się jopi. A ja dalej trzymam mu tą rękę. Obie kieszenie już rozpięte - nawet nie wiem kiedy. W ogóle, tak na oko - 2/3 tego autobusu to złodzieje byli. Po czym wysiadł sobie i poszedł dalej. Jakby nigdy nic.

No nic - zobaczymy co przyniosą kolejne dni. Do poczytania.