4 sierpnia 2010

Stracić cząstkę siebie..

Gdy byłem mały, nigdy nie sądziłem że może mi się to przytrafić. Zawsze uważałem, że nie brakuje mi czegokolwiek, że nie potrzebuję jakichkolwiek „poprawek” - nie licząc przybywających kilogramów ;-)

Dzisiaj jednak, właściwie wczoraj - okazało się inaczej. Straciłem coś, do czego byłem przywiązany od bardzo dawna. Może niekoniecznie od urodzenia, ale od bardzo dawna. Zawsze mogłem na tym polegać, zawsze miałem pod ręką...

Dzisiaj poszedłem do dentysty, czy też stomatologa - nie wiem czym się różnią. Nieważne. I tak zrobił to, czego się obawiałem - usunął mi zęba. Nie to, żeby zrobił to samodzielnie. O nie - początek należał do mnie. Jak jakieś dwa tygodnie temu, w drodze na siłownię coś mi weszło między zęby, tradycyjnie między szóstkę i siódemkę. Zacząłem więc proces usuwania draństwa. Palcem, wykałaczką, językiem... No i o dziwo, ten ostatni był skuteczny. Na tyle skuteczny że - wyrwałem sobie 1/3 tego zęba. W sensie, naruszyłem, na światłach dokończyłem swoje hmmm... dzieło.

No i wszyscy wokoło zaczęli mnie straszyć, że muszę wyjąć resztę - bo to, bo tamto... No i wybrałem się do tego rzeźdentysty. Walka trwała jakieś 45 minut, z podziałem na 5 rund. No i teraz mam nieco więcej przestrzeni w gębie. W sensie, jeszcze nie, bo opuchlizna, ale już niebawem :>

Potraktujcie to jako ostrzeżenie:

1) myjcie zęby po każdym posiłku i/lub 3 razy dziennie - ponoć nawet można zmniejszyć nadwagę w ten sposób

2) jak Was ząb boli, od razu do dentysty. Ja się tak przyzwyczaiłem do tego bólu, że uznałem iż tak po prostu jest

3) nie leczcie zębów pastą do zębów (nakładanie grubej warstwy na dziury etc.) - to pomaga chwilowo

4) nie grzebcie zbyt mocno między zębami - może się źle skończyć :>

A ja i tak przy kolejnej dziurze nie pobiegnę nigdzie. Sam się nią zajmę i dopiero jak nie dam rady, pomyslę nad czym innym ;-)

Pozdrawiam i puchnę dalej.